Poradnik „Jak zaimponować Australijczykowi w Polsce” #TeamKapusta

Cieżko jest czasem zorganizować czas na dłuższy wyjazd, ale kiedy odwiedza Cię kuzyn z odległej Australii musisz wyjechać chociaż na chwilę poza Warszawę.

Dzień 1.

Wykorzystując długi weekend sierpniowy zorganizowałam z siostrą baaardzo napięty wyjazd – 6 osób, 5 dni i 3 miasta. W środę poranny pociąg z Legionowa zawiózł nas na Gdańsk Główny. Piękny budynek przywitał nas na tle lekko zachmurzonego nieba. #TeamKapusta – bo taką nazwę przyjęliśmy, żeby móc odnaleźć się w tłumie – przyjechał spędzić 2 dni nad morzem.

Prosto z pociągu pojechalismy na Stogi, by tam spędzić większość dnia. Jest to dosyć szeroka i znana plaża tuż przy terminalu kontenerowym. No i właśnie tu pojawia się mój wewnętrzny konflikt. Może to wydawać się dziwne, bo przecież po to jeździ się nad morze, żeby siedzieć na jego brzegu i zażywać słonecznych i wodnych kąpieli, ale jedyne czego w Gdańsku nie lubię to plaże.

Niestety, plaże w Trójmieście są po prostu nieładne i dosyć komercyjne. Zatoka Gdańska nie należy do moich ulubionych miejsc na wybrzeżu. Żeby nie zostać źle zrozumianą, Baltyk jest piękny i uwielbiam jeździć nad nasze morze. Jednak należy pojechać z dala od kurortów, najlepiej w okolice Słowińskiego PN, żeby zobaczyć piękno naszego morza i jego otoczenia. Kurorty po prostu nie zachwycają.

No dobra. Plaża mi się nie podoba, ale nic nie mówiłam o wodzie. Temperatura powietrza osiagnęła 24 stopnie, a woda zaledwie 17, zaczął padać deszcz, ale takie rzeczy mi nie przeszkodzą na drodze do akwenu. Od zimna chroni mnie mój słodki tłuszczyk. Woda to zdecydowanie mój żywioł, a morze to miejsce, gdzie łapię energię i zaciągam się jodem na cały rok, żeby przetrwać zimę.

c.jpg
Sosna w trasie, Stogi, Gdańsk

Gdańsk odwiedzam przynajmniej raz w roku, zawsze lubię tu wracać. Jest tu wszystko czego potrzebuje każdy turysta; zabytki, kościoły, starówka, tradycje, plaża, knajpki. Uwielbiam chodzić po Starym Mieście, oglądając kolorowe kamieniczki, i pięknie wykończone gzymsy. Właśnie to, po wczesniejszym zjedzeniu ze smakiem rybki prosto z tawerny, był nasz następny punkt wycieczki.

a (2).jpg
Polskie fish&chips, Stogi, Gdańsk

W Gdańsku jest moja ulubiona starówka w Polsce, na której przez kilka lat nie mogłam się odnaleźć. Teraz znam ją od podszewki, ale za każdym razem zapamiętuję ją inaczej. Te liczne urokliwe uliczki, mają w sobie ogromny czar. Najlepiej po prostu się tu zgubić, a na pewno dotrze się do jakiegoś wspaniałego miejsca. Każdy poczuje się tu dobrze.

a.jpg
Pomnik Neptuna, Stare Miasto w Gdańsku

Kolację zjedlismy w meksykańskiej knajpie Pueblo, która jest moim #1 na liście knajp do odwiedzenia na Starym Mieście. Team Kapusta oczuściła talerze i kufle do czysta. Bardzo dużo ostrego jedzenia, sosów i piwka wprawiły nas w nastrój liryczny i wiedzieliśmy, że na dzisiaj koniec wrażeń.

Dzień 2.

Dojechaliśmy do Sopotu. Przejazd jest bardzo krótki, a przemieszczanie się transportem publicznym w Trójmieście to sama przyjemność – szybko, sprawnie, bezboleśnie, człowiek nawet nie zdąży odczuć wysokich temperatur i braku klimy, bo jedzie tylko 21 minut.

b.jpg
Kolorowy Gdańsk

Monciak przywitał nas Słońcem i falą świeżego powietrza. Owarta przestrzeń na placu Przyjaciół Sopotu to jedno z moich ulubionych miejsc w mieście. Skwer Kuracyjny i luksusowe hotele przy plaży również dają temu miejscu piękną otoczkę.

ccc
Monciak, Sopot
ffffffff (2).jpg
Typowy dom w Sopocie

Punktem obowiązkowym było Molo. Marina z ekskluzywnymi jachtami i statki widoczne w oddali robią wrażenie. Nie wiem czy wiesz, ale na naszym Molo chyba nie da się zrobić brzydkiego zdjęcia. Oczywiście nie mówię o selfie czy portretach, tylko o widokówkach. Jednak nam się udało zepsuć kadr. Team Kapusta zawsze da radę.

Problemem technicznym tego wyjazdu były późne godziny zameldowania się w wynajetym lokum i wczesne godziny zdania mieszkanka. A teraz wyobraź sobie 5 osób idących z plecakami i torbami po Sopockim Molo, wszyscy razem wyglądają jak cygański tabor, moglismy zostawić to wszystko w skrytce na dworcu, ale widać logistyka u nas szwankuje, a zaoszczędzone pieniądze wolimy wydać na Prosecco.

aa
Wejście na Skwer Kuracyjny, Sopot
bb
Widok z Molo, Sopot
ffffff
Team Kapusta, Molo, Sopot

Po Molo zaliczylismy kolejną plażę. Spowodowanie zachwytu Bałtykiem u naszego Kangura, mieszkającego nad Oceanem było wręcz niemożliwe. Jednak Polska nadrabia bardzo dobrym jedzeniem, czego doświadczyliśmy w knajpie Pinokio na Monciaku.

bbbbbbbb.jpg
Pinokio, Monciak, Sopot

Dowiedziałam się wielu faktów o Australii. Jest to kraj porządnych obywateli, kary za nieprzestrzeganie prawa są dosyć surowe i nikt nie chce łamać przepisów. Picie alkoholu na plaży? Zapomnij. Piwo nad Wisłą? Zapomnij. Dlatego tym, co wprawiło w osłupienie i dobry humor naszego towarzysza było frywolne łamanie prawa nad brzegiem Bałtyku. Okej, rozumiem, że u nas tez nie powinno się tego robić, ale myślę też, że dopóki nie zaśmiecam środowiska i nie zakłócam spokoju, to nikomu nie dzieje się krzywda. Jestem taka zbuntowana. Jak ¾ Polaków na plaży.

aaaaaaaa (2).jpg
Sopot Plaża

No dobra, ale czas uciekać w dalszą podróż. Zbieramy manatki i wracamy do Gdańska, gdzie o 18 ruszamy pociągiem do Zakopca. Czeka nas 12 godzin jazdy Tanimi Liniami Kolejowymi.

Dzień 3.

Integracja w pociągu przebiegła pomyślnie, spałam prawie godzinę. Uwielbiam ludzi, sczególnie w środkach komunikacji. Każdy umie się zachować, wszyscy są dla siebie mili, nikt nie hałasuje, ani nie rozpycha się łokciami. Na szczęście udało nam sie dotrzeć jedynie z godzinnym opóźnieniem i już byliśmy w górach. Team Kapusta zawitał do Zakopca!

Było przed 8. rano, a nasz hotel oczywiście od 16. Tym razem zostawiliśmy toboły w przechowalni na stacji i ruszyliśmy w miasto. Krupówki o 8 rano są ładne, bo puste. Nie ma straganów, ludzi, pantomimy, malarzy. Jest ulica, bardzo cicha, z której roztacza się piękny widok na Tatry. Polecam iść na Krupówki wcześnie rano. Nie polecam iść na Krupówki w godzinach szczytu, czyli kiedykolwiek o innej porze dnia.

aaa.jpg
Krupówki, Zakopane

Po zjedzeniu pożywnego śniadania w Owczarni, byliśmy gotowi na wjazd na Gubałówkę. Znaleźliśmy tu ukojenie i odpoczynek. Leżenie na leżakach po nieprzespanej nocy, w 30-stopniowym upale, z zimnym piwkiem w ręce, patrząc Giewontowi prosto w krzyż, należało do przyjemniejszych rzeczy na całym wyjeździe. Spędziliśmy tam cały dzień, relaksując się i z lekka przysypiając.

aaaa.jpg
Owczarnia, Krupówki, Zakopane
aaaaa (2).jpg
Gubałówka, Zakopane

Obowiązkowo po zjeździe trzeba było zjeść oscypka z grilla z żurawiną. Ale co to? Wszystkie grille są elektryczne! Popieram dążenia Zakopanego do bycia eko, powietrze jest tu na prawdę słabej jakości, szczególnie jeśli przed chwilą dopiero co wdychało się bryzę morską. Jednak oscypek to oscypek, nie chciałam częstować obcokrajowca jakąś podeszwą. Znalazłam jeden jedyny grill pod Gubałówką i nie żałowałam. Serek jak zawsze wyborny.

dd (2)
Oscypki z grilla, Zakopane

Kiedy nasz hotel był już gotowy przenieśliśmy się z bagażami do Kościeliska. Przywitała nas piękna willa w stylu góralskim. Warto było dopłacić 20zł do noclegu za takie warunki. Zawsze wybieram najtańszą opcję podczas podróży, ale oprowadzając Kangura chciałam zaimponować mu Polską kulturę i był to strzał w 10.

d (2).jpg
Willa Szymoszkowa SKI, Kościelisko

Podsumowując ten dzień powiedziałabym, że podróż tak zapchanym pociągiem z oddzielnymi miejscówkami i przedziałami pękającymi w szwach była niezłą przygodą, ale wycisnęła z nas resztki sił. Nie mieliśmy więcej planów na dziś, ale jak na godzinę snu, myślę że daliśmy sobie nieźle radę.

Dzień 4.

Pobudka o 8 i poranna kawa na balkonie z widokiem na góry – chyba nie istnieje coś co mogłabym kochać bardziej, no chyba że chcesz przebić moją ofertę.

aaaaaaa.jpg
Kawa z widokiem na Tatry, Kościelisko

Szybkie śniadanie, plecak na barki i już byliśmy w drodze na Palenicę Białczańską. Poprzedniego dnia doszły do nas słuchy, że trasa w to miejsce jest bardzo zakorkowana, a kierowcy wręcz porzucają swoje samochody gdzie popadnie. Niestety, była to prawda, -stety jechaliśmy busem, więc policja torowała dla nas drogę. Nie jestem zapaloną ekolożką, ale w sytuacjach kiedy mogę chronić przyrodę, robię to. Dlatego polecam przejazd busem. Zniszczenia spowodowane przez ruch samochodowy są ogromne.

Po dojechaniu do Palenicy poszliśmy tak jak wszyscy turyści nad Morskie Oko. Może się to wydawać banalnym pomysłem, bo jest to najbardziej uczęszczany szlak w Polsce, ale przecież nie bez powodu, jest bajkowo pieknie. W tym roku już 3 raz szłam tą drogą, ale pierwszy raz od 22 lat miałam tę przyjemność pokonać ją w lato.

Droga trochę się dłuży, ale w dobrym towarzystwie to nie przeszkadza. Wodogrzmoty Mickiewicza, Dolina Roztoki, rzeka Białka. Nasz Kangur był zachwycony widokami, które spotykaliśmy po drodze. Co chwilę robiliśmy postoje na zdjęcia lub po prostu na napawanie się pięknem natury.

aaaaaaaa.jpg
Team Kapusta, droga nad Morskie Oko
aaaaaaaaa.jpg
Wodogrzmoty Mickiewicza, Szlak nad Morskie Oko
cccc.jpg
Zima kontra lato, Morskie Oko

Po ponad 2 godzinach dotarliśmy na miejsce. Było po prostu pięknie! Wielkie jezioro otoczone skalistymi szczytami, porośniętymi kosodrzewiną sprawia wrażenie bardzo spokojnego, no gdyby nie tłum ludzi – w tym Team Kapusta – robiących hałas i tworzących kolejki do fotek. Zatrzymaliśmy się na posiłek w schronisku, żeby nabrać sił i ruszyć z powrotem. Jednak po kilkunastu minutach odpoczynku zgodnie stwierdziliśmy, że idziemy dalej, żeby podbić Czarny Staw pod Rysami.

Tu podejście było dużo cięższe. Droga do Stawu była bardzo męcząca, na stojąc na półce skalnej wysokości 1583m n.p.m. z widokiem rozciągającym się Dolinę Rybiego Potoku można zapomnieć o bólu mięśni. Kolejnym razem podbiję Rysy. Tu skończył się tłok, tłum się rozrzedził i można było w spokoju napawać się atmosferą, a nawet obmyć zmęczone stopy w krystalicznie czystym strumyku.

To był w właśnie moment, w którym zachwyt naszym krajem spowodował wzruszenie u zagranicznego gościa. Jestem przekonana że ten widok utknął mu w pamięci na zawsze. Najbardziej zadziwiające było to, jak usłyszałam, że Australijczyk nigdy w życiu nie widział tak pięknych widoków. No szok! przeciez on mieszka w raju.

bbb.jpg
Team Kapusta, Morskie Oko
bbbb.jpg
Widok na Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami
dddddddddddd (2).jpg
Team Kapusta, Czarny Staw pod Rysami
Czarny Staw pod Rysami

Szczęście w nieszczęściu – padał deszcz. Padał deszcz nad Morskim Okiem, a my byliśmy nad Czarnym Stawem. Wygrałam życie, bo miałam słabą kurtkę przeciwdeszczową.

Zejście i powrót do Palenicy zajęło nam ponad 3 godziny. Wycieczka udana, teraz trzeba zjeść coś dobrego. Z siostrą nie raz eksplorowałyśmy Zakopane i próbowałyśmy różnych dań, dlatego wiedziałyśmy gdzie uderzyć na najlepszą ucztę.

W Zakopanem nie znajdziesz Ubera, ani Taxify, a dlaczego? Może dlatego, że za podróż 4 km taxi 8-osobową zapłaciliśmy 30 zł. Normalnie musielibyśmy wziąć 2 samochody z aplikacji i pewnie wyszłoby cenowo bardzo podobnie. Jak ja to lubię!

Auto odstawiło nas do knajpy Siuchajsko na Krzeptówkach, miejsca nieco odległego od centrum, ale warto tam pojechać. Właśnie o to nam chodziło, zjeść dużo, wypić nie mniej i posłuchać góralskiej biesiady na żywo. Wszystko było tak, jak sobie wymarzyłam. Dla mnie posłuchanie tej muzyki, zjedzenie kilka pierogów albo placka po zbójnicku jest obowiązkowe w Zakopcu.

ddddddddddddd (2).jpg
Siuchajsko, Krzeptówki, Zakopane

Dzień 5

O jak wspaniale! wreszcie spałam 7 godzin pod rząd! Dziś zapowiadała się na prawdę wspaniała pogoda. Temperatura dochodziła do 26 stopni, co w naszych górach jest upałem. Ubrani w krótkie ciuszki, spakowani już do wyjazdu, ruszyliśmy w drogę do kolejki na Kasprowy Wierch.

Poprzedniego dnia w Faktach podawali informację o rekordowych kolejkach po bilety. Trochę się nie dziwię, każdy chce znaleźć się w tym legendarnym miejscu i wjechać na sam szczyt. Dodatkowo w sieci można kupić bilet z rezerwacją na konkretną godzinę, za którego zakup doliczana jest kwota 20zł za transakcję on-line (79zł w jedną stronę!!!). Team Kapusta za bardzo nie miał wyjścia. Z powodu ograniczonego czasu, nie moglismy pozwolić sobie na stanie w kolejce kilku godzin.

Sam wjazd jest ekstra, chociaż nie powiedziałabym że jest wart swojej ceny… No dobra, poświęciłam grubość portfela, bo wiem, że część pieniędzy idzie na ochronę zwierzyny i roślinności Tatrzańskiego Parku Narodowego (w tym sosen). W trakcie wjazdu można podziwiać okoliczne szczyty oraz posłuchać opowieści o okolicznych budynkach oraz bohaterach i budowniczych kolejki na Kasprowy.

Będąc na szczycie polecam od razu zakupić herbatkę z prądem i pójść z nią na samą górę. Wiatr nie ustępuje, mimo prażącego Słońca na wysokości 1987m n.p.m przyda się kurtka.

ff (2)
Widok z Kasprowego Wierchu

Siedzieliśmy juz jakiś czas, robiąc zdjęcia, śmiejąc się i wznosząc toasty, kiedy zorientowaliśmy się, że nie ma z nami naszego kuzyna. Mówił, że chce porobić zdjęcia, ale zniknął nam z oczu na prawie pół godziny. Zaczęły się poszukiwania. Wtedy zobaczyłam bardzo mały punkcik gdzieś w dole. Okazało się, że zawędrował jakieś 300m od szczytu Kasprowego i nieświadomie znalazł się na Słowacji.

Dopiero później wytłumaczyliśmy mu oznaczenia szlaku, żeby następnym razem wiedział, w jakim państwie się aktualnie znajduje 🙂

bbbbbb.jpg
Znajdź Kangura :), Kasprowy Wierch, Słowacja

Postanowilismy nie kupować biletów powrotnych i zejść do dolnej stacji. Szlak początkowo jest bardzo stromy, ale trudność zejścia rekompensuje panorama. Pejzaż który roztacza się wokół zapiera dech w piersiach.

Po paru kilometrach teren robi się płaski. Przejście przez las jest krótkie. Piękny strumyk szumi koło szlaku zielonego, na ostatnich odcinkach zejścia. Tak żegnają nas góry.

bbbbbbb
Szlak zielony, Kasprowy Wierch
fff (2)
Szlak zielony, Kasprowy Wierch
ccccc.jpg
Strumyk przy szlaku zielonym, Kasprowy Wierch

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s