Im staję się starsza tym bardziej zaczynam doceniać piękno Polski. Może to dlatego, że w dzieciństwie praktycznie nie opuszczałam kraju, a najdalej gdzie byłam to Słowacja i Litwa. Kiedyś denerwowało mnie, że wszystkie koleżanki spędzają lato na osiedlu i się integrują, a ja całe wakacje mam zaplanowane i muszę wyjeżdżać. Teraz sama sobie zazdroszczę tamtych dni.
Co roku wyjeżdżałam na kolonie, potem z rodzicami i tak w ciągu lata byłam w górach, na Mazurach i nad morzem, w zimę na nartach znów w górach. Z siostrą byłyśmy na obozach łącznie 13 razy, do tego niezliczone Zielone Szkoły i wyjazdy weekendowe z rodzicami lub z różnych stowarzyszeń gminnych. Nie ma się co dziwić że Polska nam się po prostu „przejadła”. Jednak człowiek jest bestią sentymentalną i lubi powracać na utarte szlaki.
Najgorszy co roku był moment wyjazdu na żaglówkę. Tydzień na łódce, człowiek jest odcięty od świata, nie ma łazienki, wszelkie potrzeby załatwia się w lesie albo wychodku, jeśli taki jest. Nie ma jak się umyć, no chyba że w jeziorze. Tak właśnie myślałam będąc nastolatką, teraz zaczynam doceniać momenty odcięcia od świata, a surwiwal staje się marzeniem, a nie koniecznością.
Jednak powody mojej niechęci do żeglowania są głębsze. Jedno lato spędzałam na obozie sportowym i wróciłam z nogą w gipsie, a następnego dnia jechałam na żagle. Trud chodzenia z opatrunkiem był niczym w porównaniu z chodzeniem z nim po pokładzie Omegi.
Jakby tego było mało, podczas podchodzenia do cumowania w Mikołajkach, zerwały się haczyki i prosto na moją głowę spadł bom (pozioma belka zamocowana przegubowo jednym końcem w maszcie lub sztagu). Z głowy poleciała krew, wycieczka na SOR zepsuła plany pójścia do aquaparku w Gołębiewskim. Równocześnie miałam zdejmowany gips i zakładany opatrunek na głowę. Ludzie z pogotowia w Mikołajkach patrzyli się na mojego ojca jak na agresora, bijącego własne dzieci.
Później byłam jeszcze 2 razy na żaglówce, już ze znajomymi i nie było tak źle, ale niesmak tamtego lata zostanie już chyba do końca życia.
Przyszedł wrzesień, urodziny dwóch bliskich mi osób. Nie było pogody, nie było gdzie świętować. Masakra. Przypomniało mi się tylko, że zobaczyłam kilka dni wcześniej post koleżanki na fejsie, że ma do wynajęcia łódkę 10-osobową za połowę ceny. Dlaczego nie? Uwielbiam takie okazje i tak bezproblemowych ludzi. Po pół godzinie było już wszystko dogadane i tydzień później byliśmy w drodze żeby spędzić 2 dni na Mazurskich wodach.
Trasa z Wieliszewa do Giżycka to niespełna 250km. Zapakowaliśmy się w 8 osób do 2 samochodów i po ponad 3 godzinach byliśmy w porcie. Pogoda nam nie dopisywała, ale przynajmniej trochę przepłynęliśmy przez jezioro Kisajny. Mimo brzydkiej pogody i zimnej wody, zaliczyłam kąpiel w jeziorze, bo jak już wcześniej wspominałam od zimna chroni mnie słodki tłuszczyk.





Widoki są piękne, relaks fantastyczny, wszędzie woda, która jest moim żywiołem. To wszystko bardzo pozwala odpocząć i oderwać się od życia w mieście. Można zapomnieć o pracy i skupić się na wszechobecnej zieleni i błękitach i szarościach nieba. Dlatego warto jechać na Mazury. Dla mnie są one bardzo bliskim kierunkiem. Nie ma tu wielu zabytków, kościołów czy budowli, które przyciągają tłumy, ale nie każdy wyjazd musi polegać na tym samym. Wybór aktywności pod chmurką w Krainie Tysiąca Jezior jest dość atrakcyjny, żeby się nie nudzić i pooddychać świeżym powietrzem.
Pogoda zniszczyła nam plany. Deszcz się wzmagał, wiatru zero, trzeba było szukać miejsca do cumowania. Nocleg wybraliśmy „na dziko” na jednej z wysepek. Rozpaliliśmy grilla jednorazowego, który zasłanialiśmy własnymi ciałami przed deszczem. Wieczór upłynął nam na toastach, rozdawaniu prezentów, wsłuchiwaniu się w ciszę jeziora oraz podziwianiu gwiazd na niebie, z którego chmury już uciekły.
Im człowiek starszy, tym bardziej szanuje takie momenty spędzone blisko natury z dala od całego świata. I przestaje przeszkadzać brak toalety. Doceniasz moment kiedy wchodzisz po kolana do lodowato zimnej wody o 3 nad ranem, żeby przedostać się na brzeg i połączyć ostatecznie z naturą, a drogę do pustego pęcherza oświetla Ci księżyc.



Rano obudziło nas słoneczko. Nareszcie wiało i nie padał deszcz, więc mozna było trochę pokręcić łódką. Większość osób na pokładzie była na żaglach pierwszy raz, dlatego nie spodziewali się przechyłów i latających w jaskółkach (półkach pod pokładem) rzeczy. To był bardzo relaksujący dzień. Mazury nie są złe. Woda jest dosyć czysta, ludzie niezbyt wiele, jedyne co wkurza to ceny, które w ostatnich latach drastycznie skoczyły. Za nocleg w miarę dobrych warunkach trzeba zapłacić około 120zł od osoby, a opłaty portowe za jedną noc dochodzą do 100zł!
Gdyby nie promocja u koleżanki, pewnie byśmy nie wybrali się nigdzie. Za łódkę płaci się za dzień, nie za noc. Nam wyszło za te 2 dni po 68zł od osoby, przejazd samochodem około 40zł, rybka w tawernie około 30zł, a na resztę zrzuciliśmy się około 30zł. Podsumowując zapłaciłam za ten uroczy pobyt niecałe 200zł, a wykorzystałam weekend maksymalnie i nie chodziłam głodna i spragniona. Można? Można.

W samym Giżycku byłam setki razy. Przejście koło kanału z działającym do dziś mostem obrotowym oraz przechadzka po porcie głównym jest obowiązkowa. Dobry obiad można znależć w Tawernie Szara Gęś. Na dłuższy pobyt w samym mieście polecam Twierdzę Bojen, dziś już trochę zaniedbaną, ale dealną na 2 godzinny spacer. Dobrym pomysłem jest również spacer po Ekomarinie i wejście na Wieżę Ciśnień.



Na koniec:
Co trzeba wiedzieć przed wyjazdem na żaglówkę:
- Żeby wypożyczyć żaglówkę przynajmniej jedna osoba z załogi musi mieć patent żeglarski, który otrzymuje się po odbyciu specjalistycznego kursu i zdaniu egzaminów.
- Bezpieczeństwo, bezpieczeństwo i jeszcze raz bezpieczeństwo. Główna zasada poruszania się na żaglówce „jedna ręka dla siebie, druga ręka dla łodzi”
- Nie panikuj, ale nie lekceważ też potęgi żywiołu. Przechyły mogą być dość mocne przy dorbych wiatrach, ale łódki są skonstruowane tak, żeby się nie przewróciły. W przypadku szkwałów i gwałtownych burz lepiej jednak nie ryzykować i nie wypływać.
- Ciepłe, wygodne ciuchy. Żeby pływać musi być wiatr. Jak wieje to jest zimno, więc zabierze ze sobą coś przeciw wiatrom i nie mowa tu o Espumisanie.
- Coś na zmianę. Pogoda jest dosyć zmienna, więc koniecznie zabierz coś na deszcz i odzież wymienną, nawet przy wyjeździe weekendowym. Siedzenie w mokrych i zimnych ciuchach to żadna przyjemność.
- Przygotuj się na niewygody. Im mniej osób tym łódka tez będzie mniejsza, oczywiście w zależności od zasobności naszego portfela. Dla naszych 8 osób, 10-osobowa łajba miała dostateczną przestrzeń.
- Nocowanie „na dziko” jest dozwolone, ale pamiętaj, żeby nie zostawiać po sobie śmieci i starać trzymać się blisko brzegu. Niektóre działki są prywatne, właściciele potrafią przyjść o 4 rano, żeby pobrać opłatę za cumowanie przy ich pomoście. Mają do tego prawo.
- Szanuj innych żeglarzy, nie zakłócaj ich wypoczynku.
- Jeśli chcesz cumować w porcie, przygotuj się na opłaty!