Ostatni dzień w Nowym Jorku. W przeciwieństwie do poprzednich, które obfitowały w dobrą pogodę i wysokie temperatury sięgające nawet 36 stopni, ten dzień był mglisty i pochmurny. Dał mi szansę na zobaczenie miasta z innej perspektywy. Kilkudniowe zmęczenie dawało mi się już we znaki, ale jeszcze nie odpuszczałam zwiedzania, o nie.
Plan był taki: wstać wcześnie, przejść się po 5 Alei, kupić pamiątki, zjeść, zabrać torby i jazda na lotnisko. Jak to w życiu bywa, plany są tylko planami, a rządza poznawania nowych miejsc je wszystkie krzyżuje. Skoro już tak szłam 5 Aleją, mijając Bibliotekę Publiczną, znane domy mody, Katedrę Św. Patryka, to równie dobrze mogę przejść się jeszcze po Central Parku, prawda?
No i od tego się zaczęło. Weszłam do parku i zobaczyłam zoo. Obiecywałam sobie przed wyjazdem, że jeśli zostanie mi trochę czasu, to wejdę zobaczyć się z gwiazdami Madagaskaru. No więc w drogę! Niestety, prawie wszyscy byli już w Afryce, zostały tylko pingwiny które nie uciekły razem z dowódcą grupy Skipperem. Trochę się zawiodłam, bo myślałam, że Central Park Zoo będzie spore, na pewno większe niż nasze Warszawskie Zoo. Cudze chwalicie, swojego nie znacie. Zoo było trochę wybrakowane, nie było za bardzo czego w nim oglądać. Kilka fok, parę węży, ptaki, niedźwiedź grizzly i pingwiny były najciekawszymi zwierzakami. Całość w maksimum pół godziny.
Trzeba lecieć na Madagaskar, żeby zobaczyć zebrę, żyrafę, lwa i hipopotama.








Wizyta w Central Parku i Zoo okazała się być bardzo krótka, więc obmysliłam plan awaryjny na resztę dnia. Cały czas miałam w głowie High Line, czyli deptak powstały z zagospodarowanej dawnej nitki metra o długości 2.33 km. Byłam bardzo ciekawa tego miejsca, zawsze fascynuje mnie w jaki sposób miasta radzą sobie z nieużytkami.
Po drodze na 11 Avenue przechodziłam przez część motoryzacyjną miasta, mijając salony Cadillaca, Mini, Toyoty, Wolksvagena itp. Często idąc przez centrum zastanawiałam się, gdzie tu można zatankować albo naprawić furę? Nigdzie nie ma stacji benzynowych, ani warsztatów. Odpowiedź znalazłam podczas tego spaceru – w Hell`s Kitchen.




High Line było naprawdę spoko. Wszędzie krzaczki i kwiatki, sam projekt równiez niczego sobie. Gorzej dla okolicznych mieszkańców, którym po prostu zagląda się do okien.
Krótki spacer, przejście paru przecznic i znów byłam na 7 Alei. Brakowało mi już czasu na zwiedzanie, więc zostało już tylko zjedzenie obiadu i wypicie ostatniej kawy w Starbucksie. Potem zostają posiłki w samolocie i gorąca czekolada w Amsterdamie.
Gotham City, będę za Tobą tęsknić i obmyślać sposób dostania się ponownie za Ocean. Będę też planować, co więcej mogłabym u Ciebie zobaczyć. Na pewno weszłabym do Metropolitan Muzeum of Art, zwiedziałabym siedzibę ONZ, pojechała na wyspę Roosevelta… w mojej głowie są miliony pomysłów jak można jeszcze spędzić z Tobą czas. Wizę mam ważną przez kolejne 10 lat, więc nie mówię „żegnaj”, tylko „do zobaczenia”!


